W 1967 roku strach, jaki Hodża żywił przed inwazją wojsk
radzieckich, Jugosławią oraz krajami „zgniłego Zachodu”, osiągnął apogeum.
Dyktator nakazał budowę bunkrów, które miały być schronieniem dla miejscowej
ludności – wszak wróg czaił się wszędzie i trzeba było zachować najwyższą
czujność. Do budowy bunkrów zaprzęgnięto inżynierów z Chin i Północnej Korei
(nieliczne kraje, które nie podpadły Hodży). Całe przedsięwzięcie kosztowało,
bagatela, 3 miliardy dolarów, co jak na kraj ówcześnie bardzo biedny i
zdewastowany przez gospodarkę socjalistyczną było kwotą astronomiczną.
Reżim Hodży ostatecznie upadł w 1991 roku. To też początek
znikania bunkrów, których liczba z każdym rokiem systematycznie maleje. Głównym
powodem jest wysadzanie przydomowych bunkrów przez niezamożnych Albańczyków,
dla których odzyskiwana w ten sposób stal była często jedynym źródłem
konkretnego zarobku.
Bunkry w Albanii otrzymują też drugie, turystyczne życie. Kto
by pomyślał, że wnętrze szarej, topornej budowli kryje elegancko urządzony
hotel? Albo że w środku betonowej konstrukcji mieści się restauracja z lokalną
kuchnią? Czy jeszcze 20 lat temu ktokolwiek domyśliłby się, że bunkier może być
także dobrze prosperującym salonem tatuażu? Bunkry stały się produktem
turystycznym Albanii, nie tylko urządza się w nich hotele czy knajpy, ale też w
ich kształcie produkuje różnego typu turystyczne precjoza, od których uginają
się kiermasze w popularnych wśród zagranicznych gości miejscowościach. Hodża
zapewne byłby mocno zaskoczony, że bunkry zamiast chronić przed przyjezdnymi,
mają ich raczej zachęcać do pobytu w Albanii… Cóż, na szczęście historia bywa
przewrotna.
Przedrukowano z artelis.pl
numer
seryjny:52026fa9-f950-4a0b-b6ed-6fef5bef4303
autor: Ewa Pluta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz